Warsaw feels like home. Cosy atmosphere.
And here comes a Polish translation of my poem (as promised):
Czasem swoje szczęście trzeba udawać,
wymazywać z pamięci i usuwać niepotrzebne kontakty
nie zadawać sobie zbędnych pytań, nie stawiać żadnych wymogów
nie ujawniać potrzeb i nie robić rewolucji,
kiedy jest trudno – uzależniać się od wierszy,
zapominać o sentymentach,
odkładać miłość na potem,
całopalnie dzielić się swoim ciałem,
i ciągle powtarzać: akurat tak wszystko miało być…
czasem trzeba zapominać swoje imię,
zaciągać się życiem jak papierosem –
bo czasem jest dobrze, że dni po prostu mijają,
dobrze, bo wydaje się, że nie ma ciebie wcale,
jakby świat cię odseparował, a ty dałeś mu urlop,
jakby zniknął zasięg, a ślady mieszają zwykłe współrzędne…
czasem trzeba bezmyślnie:
kupować ciepłą odzież,
adoptować zwierzęta,
zapuszczać włosy,
olewać zasady
zmieniać i zmieniając, zmieniać się…
najważniejsze to pamiętać, że słowa to nie puste naboje,
że opróżnioną bywa nie tylko szklanka,
ale milczenie poniekąd jest śmiertelnie trujące,
najważniejsze to nie zdradzać wszystkiego, w co obiecałeś wierzyć,
nie wspominać tego, o czym kiedyś chciałeś zapomnieć,
przecież wspomnienia czasem nie pozwalają na oddech,
przecież wspomnienia czasem nie pozwalają na myśli,
dlatego przydałoby się nauczyć godzić ze zmianami,
dlatego przydałoby się nauczyć wierzyć bez wątpliwości,
otwierać duszę powoli i
ciągle skracać odległość:
dotyków między rękami,
oddechów między ustami
i naszych słów, które zostały łącznikami.
bo czasem po prostu trzeba poruszać się,
bo czasem trzeba iść naprzeciwko siebie.